Debata na temat prowadzenia wolnego handlu Unii Europejskiej z Stanami Zjednoczonymi trwa w najlepsze od kilku lat. Każda ze stron chce niejako wyjść lepiej od drugiej, choć w gruncie rzeczy skorzystają na tym wszystkim. Kolejne negocjacje, dopieszczanie umów jest nie tylko stratą czasu, co pieniędzy, które w tym czasie można by beztrosko zarabiać. To korzyść zarówno dla europejskiej gospodarki, jak i tej amerykańskiej – i wiedzą o tym w zasadzie wszyscy. Co jednak ta międzynarodowa współpraca oznacza dla naszego kraju? Czy odnieślibyśmy z niej jakąś korzyść, a jeżeli tak, to jak duża by ona była?
Korzyść dla poszczególnych krajów, w tym Polski, jest niezwykle ciężko oszacować. Z pewnością na tej umowie byśmy nie stracili – możemy jedynie zyskać. W ogólnej mierze znane są pewne korzyści wynikające z takiej umowy, ale tyczy się to całej Unii Europejskiej. Przewiduje się, że dzięki wprowadzeniu wolnego handlu z USA, gospodarka europejska mogłaby liczyć na wzrost w wysokości nawet 0,7 procent. To całkiem sporo. Oznacza to wzrost oszczędności dla przeciętnej rodziny w Europie – średnio o 2,5 tysiąca złotych. Dla innych to mało, dla nas dużo. Eksperci są jednak zdania, że nie prędko dojdzie do podpisania umowy w sprawie wolnego handlu. Dlaczego? Każda ze stron ma swoje racje i nie chce odpuszczać na pewnych płaszczyznach, a to przyczynia się do konfliktu interesu. Kluczowa jest więc negocjacja, ale bardziej drobiazgowa niż nam się wydaje.
Krytycy tego całego przedsięwzięcia są jednak zdania, że tajność spotkań i prowadzonych tam negocjacji nie jest zbyt dobrym pomysłem. Dodatkowo krytykuje się pozycję sądów arbitrażowych. Kto jednak chce podpisać umowę szybciej? Z naszego punktu widzenia są to Stany Zjednoczone, ale ich punkt widzenia odzwierciedla w tym przykładzie Europę. Wydaje się jednak, że umowa byłaby bardziej korzystna dla europejskiej gospodarki – przynajmniej pomogła by na obecne problemy.
