Z całą pewnością wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że Ukraina ma poważne kłopoty. Wrogiem jest wielka i silna Rosja, która stara się podyktować jej warunki podporządkowania. Niestety, ale Ukraina nie chce się przypodobać Rosji, gdyż coraz częściej spogląda na współpracę z krajami Unii Europejskiej – czy ogólnie krajami Zachodu. Rosja jest coraz słabsza, jej wpływ na politykę międzynarodową jest w dalszym ciągu marginalny. Nie oznacza to jednak, że jej posunięcia są bezpieczne, bo nie są. Praktycznie każda decyzja międzynarodowa Rosji jest jak ostrzał z ciężkiej broni – przynajmniej w przypadku Ukrainy, która na zaistniałym konflikcie traci najwięcej. Niektórzy ekonomiści są zdania, że Kijów czeka ekonomiczna przepaść, bo w zasadzie jest nieunikniona.
Nie trzeba oglądać codziennie wiadomości, by widzieć, że ludziom na Ukrainie żyje się ciężko – na pewno ciężej niż w Polsce. Konflikt z Rosją spowodował, że będzie żyło im się jeszcze ciężej. Państwo traci swoją rentowność – już od dłuższego czasu – więc rząd zdecydował się podnieść, i to w sposób drastyczny, ceny energii dla odbiorców prywatnych. Poza tym, zdecydowano się także zmniejszyć świadczenia socjalne. Jest to jednak rozwiązanie prowizoryczne, chwilowe. Nie ulega wątpliwości, że wcześniej czy później odbije się to mocną czkawką. Widać jednak, że ukraiński rząd nie zastanawia się nad przyszłością, a raczej skupia się na teraźniejszości, sytuacjach mających obecnie wpływ na sytuację w kraju – a ta stale się pogarsza.
Poroszenko – prezydent Ukrainy – jest zdania, że wzrost cen za energię, a także cięcia socjalne są niezbędne, by państwo mogło jakoś funkcjonować. W ten sposób państwo zyska dodatkowy czas, zapobiegnie niewypłacalności i uzyska kolejne już zagraniczne kredyty – już teraz ukraińska gospodarka jest jedną z najbardziej zadłużonych w Europie. Pozostaje nam tylko współczuć ludziom, którym przyszło żyć w takich a nie innych czasach, gdzie ich miejscem życia i pracy jest Ukraina.
