Wydawać by się mogło, że dobre warunki pracy i niezłe zarobki kuszą tak wiele osób do pracy w Niemczech, że kraj ten powinien mieć nie tyle deficyt, co nadwyżkę pracowników. Nic bardziej mylnego, bowiem za naszą zachodnią granicą potrzeba 0,5 mln rąk do pracy – i to na już.
„Nie ma wątpliwości co do tego, że niemiecka gospodarka zwalnia. Należy jednak pamiętać o tym, że i tak wchłania ona dowolną ilość pracowników. Szacuje się, że za Odrą potrzeba co roku kilkadziesiąt tysięcy więcej pracowników, niż w analogicznym okresie rok wcześniej. Powód jest prosty – rozwój przemysłu i IT” – komentują specjaliści.
Aby jakoś pomóc rynkowi niemieccy politycy ułatwili kryteria dot. niebieskiej karty. Jeśli tamtejszy pracodawca nie może znaleźć pracownika w deficytowej branży (np. metalurgii), to może go sprowadzić z zagranicy – i to nawet jeśli dany specjalista nie ukończył studiów na miejscu. Warunek jest jeden – płaca roczna nie może być niższa, niż 35 000 euro. Przed zmianami było to sporo więcej – bo 44 800 euro, co dla wielu przedsiębiorców było zbyt dużą barierą do poszukiwania wykwalifikowanego personelu poza krajem. Warto zauważyć, że z roku na rok w Niemczech osiedla się coraz więcej imigrantów. W 2011 roku osiedliło się w RFN o 52% więcej Hiszpanów, niż w 2010r.
„Nie ma się co dziwić, że Hiszpanie uciekają ze swojego rodzimego rynku pracy do Niemiec, bowiem mają tam o wiele lepsze warunki do egzystencji, niż w swoim kraju, który jest obecnie bardzo pogrążony w kryzysie” – tłumaczą eksperci.
Należy mieć jednak na uwadze, że za Odrą praca jest – ale tylko dla tych, którzy mówią po niemiecku, znają tamte realia i mają jakieś wykształcenie. Bez problemu dobrze płatną pracę znajdzie wykwalifikowana pomoc do osób starszych, pielęgniarka, lekarz, informatyk czy spawacz. Ci, którzy jednak nie mają przynajmniej technicznego wykształcenia w danym kierunku nie mają co liczyć na dobrą pracę i wygodne życie za naszą zachodnią granicą.
