Z pewnością wiele osób jest zdania, że Azja jest rynkiem, z którego się importuje, aniżeli na który się eksportuje. Co prawda jest tam tanio, ale obecna koniunktura na polskim rynku sprawia, że coraz więcej lokalnych firm z kraju nad Wisłą sprzedaje swoje towary i usługi na rynku azjatyckim.
„Polskie przedsiębiorstwa zwyczajnie próbują bronić się przed skutkami kryzysu, który choć tego nie widać na ulicach, to dotyka coraz więcej branż – zwłaszcza specjalistycznych” – komentują eksperci.
W pierwszym kwartale tego roku do Azji eksportowało ponad 7 600 firm z Polski, które prowadzą księgi rachunkowe i zatrudniają przynajmniej 50 pracowników. To wzrost o ponad 300 podmiotów – i to zaledwie rok do roku.
„Rynek azjatycki jest tak ogromny, że chłonie wszystko co popadnie. Wystarczy znaleźć niszę na rynku, a następnie ją zapełnić. Pomimo stałego rozwoju w Chinach czy Japonii, nadal tamtejsze realia przypominają Polskę sprzed 20 lat” – tłumaczą przedsiębiorcy.
Należy mieć bowiem na uwadze, że Azja to nie tylko bieda. Z roku na rok miliony ludzi na tym kontynencie się bogacą – oszczędzają, inwestują w akcje czy kupują złoto. Następnie zyski chcą wydać – głównie na towary luksusowe. Paradoksalnie przez ostatnie kilka lat dynamizm wzrostu popytu na towary luksusowe np. w Chinach jest większy, niż we Francji. Powód jest jeden – kryzys, który pustoszy kieszenie Europejczyków. Nie wygląda na to, by w najbliższych kilku miesiącach (a nawet i latach) miało się coś zmienić – chyba, że na korzyść Azjatów, którzy kupują wszystko jak popadnie – także w coraz większych ilościach od firm z Polski.