Nie ma co ukrywać, że sytuacja na Węgrzech jest równie niebezpieczna co w przypadku innych krajów, gdzie kryzys zapanował już na dobre. Pomimo wcześniejszych starań i otrzymania pomocy z funduszu pomocowego jest coraz gorzej. Wszelkie zmiany i reformy, które były konieczne by kraj ten mógł z powrotem stawać na nogi odbiły się w znacznym stopniu na rządzącej partii i aktualnej koalicji. Obecnie – według badania firmy Media – na partię rządzącą oddało by głos zaledwie 22 procent wszystkich dotychczasowych wyborców. Popularność samego Orbana spadła do 25 procent – a warto przypomnieć sobie chwilę w której obejmował władzę z 68 procentowym poparciem. Nie ulega jednak wątpliwości, iż chodzi o coś więcej niż spadek popularności. Chęć dokonywania zmian jest w tym wypadku równie niestabilna, co w pozostałych partiach opozycyjnych. Z pewnością nikt nie ma ochoty na cięcia budżetowe, jednak są one wymagane ze względu na wysokie prawdopodobieństwo wywołania kryzysu. O ile sytuacja kraju na tle pracy nie jest jeszcze tak zła – w Hiszpanii bezrobocie to ponad 25 procent – to sytuacja materialna każdego Węgra jest coraz gorsza. Ostatnie badania wyraźnie wskazują, że ludziom żyje się coraz gorzej, tak iż ciężko związać im koniec z końcem.
Węgrzy często muszą liczyć się z zmniejszeniem środków do życia nie tylko przez utratę pracy, ale także wtedy gdy szef wymusza na nich obniżenie pensji – ekonomiści są przekonani, że jest to też efektem strachu przed zwolnieniem. Coraz droższe wydaje się także utrzymanie oraz jedzenie, o wygodach nie wspominając. Rząd zapowiedział walkę z ciągle rosnącymi cenami – jednak jak na razie szczegółów nie podał. Z pewnością ludzie są już osłabieni dotychczasową polityką, co w konsekwencji przeradza się w małą nienawiść do Unii Europejskiej i europejskich instytucji. Nie ma wątpliwości, że efekt ten będzie się jeszcze pogłębiał, gdyż za całe zło obwinia się UE i ciężko będzie to w tej chwili zmienić. Prawdopodobna frekwencja na kolejnych wyborach wyniosła by 40 procent.
