Wraz z rozprzestrzenieniem się krzyzysu gospodarczego i przekręceniem kurka z pieniędzmi przez banki, coraz więcej osób szuka przysłowiowego szczęścia w instytucjach parabankowych. Bardzo często pożyczają one oczekiwaną kwotę „od ręki” – bez zbędnych pytań i zaświadczeń. Tyle, że taka pożyczka może sprawić, że kolokwialnie mówiąc pójdziemy z torbami!
„Większość osób zaślepia sam fakt, że np. wyślą SMS, a za kwadrans będą już miały potrzebne kikaset złotych na koncie. Fakt – to działa. Tyle, że jakim kosztem” – komentują specjaliści.
Zdarza się, że firmy parabankowe pożyczają z oprocentowaniem równym nawet kilkaset procent w skali roku. Tak, tak – to nie żaden błąd. Co prawda jest to zabronione przez prawo, ale nie trudno ukryć dodatkowe oprocentowanie w formie np. opłaty za obsługę domową, jak to czyni bardzo popularna na polskim rynku firma pożyczkowa Provident. Akurat ten pożyczkodawca finansuje także na kilka miesięcy, ale większość przedsiębiorstw na polskim rynku udziela jedynie „chwilówek” – czyli pożyczek przeważnie na tydzień, czasem na miesiąc. Zdarza się, że po 30 dniach oddamy kilkadziesiąt procent więcej, niż pierwotnie pożyczyliśmy.
„Nie ma co ukrywać, że w taki sposób pożyczają pieniądze głównie osoby nisko wykształcone, z niewielkim dochodem – które po prostu nie wiedzą, z jak dużymi kosztami wiąże się taka forma pożyczki” – tłumaczą eksperci.
Bardzo często komuś potrzeba np. 500 zł na życie i mówi, że odda za tydzień – po wypłacie. Oddaje 550 zł i wydaje mu się, że to niewiele – bo w końcu pieniądze dostał „od ręki”. Tyle, że to oprocentowanie równe 10% tygodniowo – czyli jawna lichwa. Dopóki jednak banki nie zaczną rozluźniać polityki kredytowej, firmy parabankowe będą coraz więcej zarabiać – bo osób z chwilowymi dziurami w budżecie domowym w Polsce nie brakuje.
miałam do wyboru parę opcji w parabanku i lokaty online w getinie. wybrałam te drugie i nie żałuję, bo moja kasa jest bezpieczna.