Nieprawidłowości w Amber Gold przyczynią się do obalenia władzy w Polsce?

Wygląda na to, że nieprawidłowości w działaniu Amber Gold są sprawą dużo bardziej głębszą, niż można to było sobie wyobrazić. Nadal dość nieoficjalnie mówi się o tym, że może być w to „umoczony” nawet sam premier Donald Tusk. Eksperci nie mają wątpliwości – klienci, którzy powierzyli firmie z Gdańska swoje oszczędności prawdopodobnie nie zobaczą ani grosza.

Apartamenty za ponad milion złotych każdy, samochody za 8 mln złotych czy sztaby złota należące do właściciela Amber Gold to jedynie czubek przysłowiowej góry lodowej. Krążą plotki, że wyleasingowanym samochodem transportowano pieniądze z i do Niemiec. To już pewne, że przedstawione potwierdzenia przelewów w ramach Alior Banku na łączną kwotę 50 mln złotych to jedynie przykrywka.

„Istnieje wiele przesłanek co do tego, że zatrzymany już Marcin P. był jedynie tzw. „słupem”. Za tym wszystkim stali więksi ludzie z dużo większymi od niego pieniędzmi. On po prostu firmował wszystko swoim (a właściwie swojej żony) nazwiskiem, a następnie dostał swoją dolę – rzecz jasna legalnie, jako wynagrodzenia z tytułu umów-zlecenie” – mówią specjaliści.

Tylko w ciągu zeszłego roku Marcin P. otrzymał z tytułu umów-zlecenie od Amber Gold 9,7 mln złotych. Mówi się jednak o tym, że majątek państwa Marcina i Katarzyny P. to także luksusowe mieszkania, samochody, sztaby złota czy konta zagranicą. Łącznie może być tego nawet 100 mln złotych. Problem w tym, że wszystko zostało zrobione „lege artis” – czyli zgodnie z prawem. Nawet jeśli prokuratura udowodni Marcinowi P. np. oszustwa w przypadku sfałszowania potwierdzeń przelewów na 50 mln złotych, to i tak za kilka lat wyjdzie on z więzienia – i nie wykluczone, że rozpocznie kolejny biznes, bo w końcu polskie prawo tego nie zabrania. Szkoda tylko, że jak zwykle cierpi na tym przeciętny Kowalski, który z własnej niewiedzy stracił nawet oszczędności całego życia.