Z roku na rok obserwujemy coraz większą konkurencję na polskim rynku finansowym. Wszystko przez to, że banki w kraju nad Wisłą stale prześcigają się w pomysłach na przyciągnięcie do siebie na stałe lojalnego klienta.
„W Europie Zachodniej czy za oceanem nie ma aż tak dużych różnic pomiędzy bankami. Często mamy do czynienia z raptem jednym lub dwoma bankami, które obejmują praktycznie cały rynek. Zupełnie inaczej wygląda to w Polsce, gdzie przeciętny Kowalski coraz częściej idzie tam gdzie taniej” – mówią eksperci.
Świetnie widać to na przykładzie np. ledwo co debiutującego na rynku banku Alior Sync, który już miesiąc temu (po trzech miesiącach działalności) chwalił się tym, że ma 100 000 klientów. Polacy nie idą już do największych banków – takich jak PKO BP czy Bank Pekao. Przeglądają oferty poszczególnych instytucji finansowych i wybierają np. konto osobiste, które nie tylko jest darmowe, ale do tego oferuje bezpłatną kartę debetową z możliwością wypłat ze wszystkich bankomatów w Polsce (czy nawet na świecie).
„Bankierzy muszą przyzwyczaić się do tego, że obecnie praktycznie nie da się przyciągnąć danego klienta na stałe. Mało kto ma dziś ROR, kartę kredytową i np. kredyt hipoteczny w jednym banku. Najczęściej idziemy tam gdzie najtaniej, bo przeciętny Kowalski, który zarabia nawet średnią krajową liczy każdy grosz – zwłaszcza ten wydany na usługi finansowe” – mówią specjaliści.
Choć chwilowo ceny podstawowych usług bankowych (takich jak konta osobiste czy karty kredytowe) idą w górę, to raczej nie będzie tak na dłuższą metę. Banki jak na razie próbują sobie odbić straty z tytułu np. zmniejszonego popytu na hipoteki, jednak w ciągu najbliższych miesięcy będą musiały raczej spuścić z tonu, bo inaczej zaczną tracić klientów. Takie są po prosu brutalne prawa wolnego rynku – które dzięki Bogu od czasu do czasu są po stronie przeciętnego obywatela, a nie ogromnej korporacji.
