Rynek kredytów w Polsce (i nie tylko) stał się ostatnimi czasy tak bardzo hermetyczny, że coraz więcej osób jest zdania, że paradoksalnie mogą go uratować jedynie „chwilówki” – czyli niskie pożyczki na krótki okres czasu, ale za to na wysoki procent.
„Chwilówek” (przynajmniej jak na razie) nie reguluje zbyt restrykcyjne prawo, a co za tym idzie firm kredytowych przybywa, jak przysłowiowych grzybów po deszczu.
„Obecna sytuacja na rynku kredytów jest tak bardzo trudna, że bardzo często osoby zatrudnione na podstawie umowy o dzieło czy zlecenie odchodzą z banku z kwitkiem. Niektóre instytucje finansowe – takie jak np. ING – kręcą nosem nawet na tych, którzy mają umowę o pracę – tyle, że na czas określony. ING nie chce bowiem pożyczyć pieniędzy na okres dłuższy, niż wynosi umowa – przez co możemy pomarzyć o np. kredycie na mieszkanie” – mówią specjaliści.
Dla wielu osób w takiej sytuacji swoistym zbawieniem są chwilówki. Brak zbędnych pytań, gotówka praktycznie od razu do ręki. Największy problem to procent, by bywa tak, że po miesiącu musimy oddać nawet drugie tyle. Niektórych osób to jednak nie odstrasza.
„Jeśli ktoś potrzebuje pieniędzy na np. nowy samochód, bo stary się zepsuł, a trzeba czymś dojeżdżać do pracy, to będzie szukał środków wszędzie – nawet w instytucjach parabankowych, takich jak np. szeroko znany w kraju nad Wisłą Provident” – mówią eksperci.
Warto jednak podkreślić, że tego typu pożyczki nie są dla każdego. Dotyczące ich umowy są bardzo zawiłe i zawierają wiele ukrytych kosztów, a brak spłaty w terminie może oznaczać nawet kilkaset procent odsetek karnych! Dlatego też nierzadko lepiej pożyczyć brakujące kilka tysięcy na nowe meble czy samochód od znajomych czy rodziny, niż z Providenta (lub podobnych firm kredytowych).
nie wchodzę w takie rozważania bo nie interesują mnie niepewne instytucje. kredyt gotówkowy brałem w getinie i nie żałuję bo dużo więcej zalet niż w parabanku i niska rata do tego.
niedrogo wypada tez skok chmielewskiego. W dodatku pewna jest mala ilosc formalnosci