Wczorajszy dzień obfitował w wiele spotkać i to na różnym szczeblu władzy. Przybył także sam prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama. Rozmowy dotyczyły kwestię bezpieczeństwa krajów wschodnich, które blisko sąsiadują z Rosją. Obama zapowiedział, że kraje te nie mają się czego obawiać, ponieważ Stany Zjednoczone zamierzają wzmocnić swoje działania wojskowe w tym regionie, co z jednej strony jest dobrym rozwiązaniem, a z drugiej strony niebezpiecznym – przynajmniej z punktu widzenia reszty Europy. Eksperci są zdania, że polityka Moskwy doprowadziła do sytuacji, gdzie Polska znów stała się dla USA jednym z najbliższych europejskich partnerów. Po wizycie obiecywano sobie wiele, ale w gruncie rzeczy ogłoszono jedynie wsparcie w wysokości 1 miliarda dolarów na umocnienie wojskowej obecności USA w Europie.
To właśnie ta deklaracja budzi powszechny niepokój w całej Unii Europejskiej. Co jednak oznacza to dla sojuszników? Przede wszystkim kwota ta ma być przeznaczona na nasilenie manewrów, misji szkoleniowych oraz rotacji wojsk w Europie – zarówno tych powietrznych, jak i lądowych. Taktyka ta nie podoba się zachodniej części Europy, ponieważ w pewnym sensie może rozdrażnić Rosję, podsycając napięcie i budując nowy konflikt.
Brytyjski tygodnik wspomina jednak, że deklaracje Obamy to i tak za mało, bo Polska chciała uzyskać więcej – chciała zdobyć przychylność USA w pozyskaniu stałej obecności wojsk NATO na swoim terytorium. Nie ulega wątpliwości, że do realizacji tego pomysłu nie dojdzie, ponieważ istnieje za duży sprzeciw ze strony krajów zachodnioeuropejskich, a z nimi Polska musi się liczyć.
