O tym, że źle dzieje się w sektorze publicznym Wielkiej Brytanii wiemy już od jakiegoś czasu. Ludzie niepokoją się o własną przyszłość, pracę czy zarobki. Dlaczego? Ponieważ premier David Cameron postanowił wprowadzić pewne ograniczenia, które zmuszą rząd do zamrożenia płac w sektorze publicznym, gdzie wydatki są zbyt duże. Nie ulega wątpliwości, że rząd będzie też zdecydowanym zwolennikiem wprowadzenia odpowiednich cięć budżetowych, które dotkną wszystkich pracowników. Z tego też powodu pracownicy zaplanowali wielki strajk. Informacja ta nie spotkała się jednak z uznaniem brytyjskiego premiera – nie rozumie on dlaczego ludzie mają rozpocząć strajk i dlaczego mają nie zjawić się dziś w pracy.
Oczekuje się, że w czwartkowym strajku wezmą udział pracownicy administracji publicznej, lokalnej i rządowej. Ponadto strajkiem mają też zostać objęte placówki szpitalne, strażacy, nauczyciele czy pracownicy metra. Związkowcy twierdzą, że będzie to jeden z największych strajków w historii Wielkiej Brytanii – ze wstępnych wyliczeń wynika, że strajkować będzie ponad milion osób. Warto jednak pamiętać, że strajk nie może nieść za sobą ryzyka w postaci całkowitego niefunkcjonowania metra, szpitali czy strażaków. Bezpośrednie zagrożenie życia jest niedopuszczalne, a nawet karalne.
Nic jednak nie wskazuje na to, że pod naciskiem strajków rząd zmieni swoją decyzję w sprawie zamrożenia środków i cięć budżetowych w administracji publicznej. To za duży sektor, który już od dawna wymagał korekty, bo ta jest zasadna i nieunikniona – powiedział jeden z anonimowych współpracowników brytyjskiego premiera. Niezadowolenie ludzi jest jednak całkiem spore.