Zima w tym roku nie zaskoczyła kierowców, a przynajmniej do tej pory tego nie odnotowano – jeszcze przecież się nie skończyła. Praktycznie brak opadów śniegu oraz całkiem znośna temperaturą – bardzo rzadko spada poniżej 0 stopni Celsjusza – wpływa na obniżenie rachunków za ogrzewanie, a te jak wiemy do najmniejszych nie należą. Synoptycy zapowiadają, że podobnie jak rok temu, tak i w tym roku zima może nie zdążyć do świąt. Dla jednych – z pewnością dla dzieci – jest to zła wiadomość, ale dla innych świetna – dla rodziców, czy osób starszych. Dzieci z pewnością nie cieszą się z tego, że nie ma śniegu, ale rodzice już tak. Z najnowszych wyliczeń wynika, że zapotrzebowanie na ciepło jest w tym roku niższe o 14 procent w stosunku do najniższej historycznej średniej. To świetna wiadomość dla naszych portfeli.
Eksperci są zdania, że jeżeli sytuacja ta potrwa do maja, to w kieszeniach klientów może zostać nawet kilkaset złotych. Oznacza to oczywiście straty dla sektora energetycznego, ale ten zapewne jest na nie przygotowany – podobnie jak rok temu. Ten nadmiar pieniędzy uda się wykorzystać podczas świątecznych zakupów. Polacy w jednym z badaniu przyznali, że zamierzają wydać na świąteczne prezenty średnio 575 złotych. Z pewnością w realizacji pomoże im łagodniejsza zima, bo ta nie dopuszcza do rozkręcenia grzejników do maksymalnego poziomu – mniejsze zapotrzebowanie na ciepło. Warto jednak zauważyć, że przed nami jeszcze około 5-6 miesięcy korzystania z kaloryferów, więc sytuacja może się zmienić. Teoretycznie przed nami najgorszy miesiąc – pod względem temperatury – czyli styczeń (najzimniejszy ze wszystkich). Może więc okazać się, że zima się uaktywni, co zmusi nas do rozkręcenia kurków na maksa.
Na razie jednak zyskują na tym wszyscy, bo zużywa się zarówno mniej prądu, węgla, jak i droższego gazu. Najbliższe dwa miesiące będą jednak decydujące, choć prawdopodobnie w grudniu nie ujrzymy jeszcze śniegu, z czego najmniej zadowolone są dzieci.
