Wygląda na to, że Grecja – sztucznie podtrzymywane przy życiu państwo – po raz kolejny otrzymała szansę. Oczywiście, można w tym miejscu dopisywać różne historie, ideologie itp., ale czy ma to jakiś sens? Przecież wiadomo, że nie jest to dobroczynny gest dla tego zadłużonego po uszy państwa. To chłodna kalkulacja kosztów. Jeżeli więc coś nie będzie miało pokrycia i się zwyczajnie nie będzie opłacało, to z całą pewnością decyzja w sprawie Grecji byłaby zupełnie inna, a nie jest. Wygląda więc na to, że sztucznie podtrzymywany twór – jakkolwiek to nazwiemy – narobiłby więcej szkód, stanowiąc zapomnianą glebę, niż obecnie.
Eurogrupa zdecydowała się przedłużyć program pomocowy dla Grecji – przychylając się rzecz jasna do wniosku Grecji, który został dostarczony krótko przed końcowym terminem, a raczej odliczaniem do bankructwa kraju. Grecja może obecnie rozpocząć narodową procedurę zatwierdzającą zmiany. Grecki rząd postanowił działać i postanowił wysłać Komisji Europejskiej, Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu i Europejskiemu Banku Centralnemu list planowanych reform gospodarczych. Choć wydawać by się mogło, że nowo wybrany grecki rząd aż pali się do pracy, co mogło być spowodowane wysłaniem dokumentu z planowanymi reformami gospodarczymi, to jednak nie jest to do końca prawda. Wysłanie dokumentu było niejako warunkiem, bez którego Grecja nie mogła liczyć na pomoc krajów strefy euro – tym samym skazała by się na bankructwo.
Eurogrupa wydała więc komunikat, że wniosek rozpatrzono pozytywnie i że program pomocowy dla Grecji został przedłużony o cztery miesiące. Co jednak by się stało, gdyby wniosek nie został zaakceptowany, a pomoc nierealizowana? W takim przypadku Grecja znalazłaby się w bardzo trudnej sytuacji finansowej, ponieważ zostałaby praktycznie z dnia na dzień odcięta od międzynarodowych kredytów, które teraz podtrzymują ją przy życiu. Byłby to idealny moment na ogłoszenie bankructwa – na szczęście do tego nie doszło, bo miałoby to kolosalny wpływ na funkcjonowanie reszty Europy.