Wiele osób uważa, że spożycie mocnych alkoholi raczej spada niż rośnie. Nic bardziej mylnego – w samej Ukrainie w 2011 roku spożyto wódkę o równowartości prawie 30 mld hrywien. To ok. 3,75 mld dolarów, które kolokwialnie mówiąc zostało zwyczajnie przepite przez Ukraińców w ciągu zaledwie ubiegłego roku.
Wódka jest absolutnym liderem u naszych wschodnich sąsiadów – na 100 zakupionych przez Ukraińców butelek alkoholu przypada aż 93 butelek wódki, 6 brandy, a na resztę składa się whisky, gin, czy też rum. Co prawda według oficjalnych danych spożyto 740 mln połlitrowych butelek wódki – to spadek o 12% względem 2010 roku. Jednak należy mieć na uwadze, że cena przed podwyżkami wynosiła 20 hrywien za butelkę, a po podwyżkach cen minimalnych alkoholu przez rząd nawet 30 hrywien. Eksperci nie ukrywają więc, że nie zmalało spożycie, a zwiększyła się po prostu szara strefa. Od niedawna obserwuje się trend, w którym zacierają się ceny pomiędzy niższą, w wyższą półką. Nieoficjalnie mówi się o tym, że biedniejsi będą zmuszeni na przerzucenie się na picie samogonu, a bogatsi będą pić drogie wódki – ceny alkoholu są po prostu systematycznie podnoszone przez rząd, aby osoby o niskich dochodach i młodzież nie miała zbyt łatwego dostępu do wódki. Zagraniczne firmy upatrują w tym lukratywny biznes, który może dać ogromne zyski. Dla przykładu spożycie koniaku na Ukrainie wzrosło rok do roku o aż 5%. Pokazuje to, jak duży potencjał ma wschodni rynek alkoholi, na którym jest jeszcze wiele do zrobienia.
Nie ma co ukrywać, że Ukraińcy lubią sporo wypić. Wygląda jednak na to, że zamiast pić tanie wódki, zaczynają się powoli przestawiać na droższe trunki, które mogą być prawdziwą żyłą złota dla takich firm jak np. Jack Daniel’s – producent legendarnej whisky. Szansy w rozwoju ukraińskiego rynku alkoholowego upatrują także polskie firmy. Czy jednak uda im się zdobyć choć skrawek wschodniego rynku? Czas pokaże.
