Wiele osób staje nierzadko przed dylematem – ulokować oszczędności na lokacie, czy zakupić jednostki jednego z funduszy inwestycyjnych. Do niedawna wybór nie był łatwy, jednak dane za rok 2011 jasno pokazują, że Ci którzy wybrali tradycyjne depozyty bankowe „z głową” nie tylko nie stracili ani grosza ze swoich oszczędności, ale przy okazji trochę na nich zarobili.
Aż 80 otwartych funduszy inwestycyjnych obecnych na polskim parkiecie osiągnęło w zeszłym roku stopę zwrotu rzędu średnio 4% – czyli poziomu poniżej inflacji. Wyniki TFI pogorszyło także to, że od wypracowanych zysków klient musi w momencie umorzenia jednostek funduszu zapłacić 19% podatek od zysków kapitałowych. Co prawda w teorii także lokaty bankowe są obarczone podatkiem Belki, jednak dotychczas istniała możliwość odpowiedniej optymalizacji lokat w ten sposób, aby legalnie uniknąć płacenia choćby złotówki na rzecz fiskusa. „Wojna depozytowa” dotoczona do niedawna przez większość banków na polskim rynku sprawiła, że oprocentowanie depozytów na poziomie 6% czy 7% w skali roku nie było żadną anomalią. Nie jest to co prawda fantastyczna stopa zwrotu, jednak pozwalała ona na ochronienie zgromadzonych oszczędności przed skutkami inflacji, a jednocześnie przed niebezpieczeństwem utraty środków np. na giełdzie. Osoba niezwiązana więc w ogóle z finansami lokując swoje oszczędności w instrumenty polecane przed bankierów powinna być bardzo ostrożna. Może się bowiem tak zdarzyć, że pozornie nierentowne formy pomnażania oszczędności będą w czasie kryzysu prawdziwym ratunkiem dla zbędnego ryzyka.
Obecnie trudno jednak o tak atrakcyjne depozyty bankowe, jak jeszcze przed rokiem. Rynek funduszy inwestycyjnych stale rośnie w siłę, więc pomimo tego, że w zeszłym roku był „pod wozem”, to obecnie można śmiało stwierdzić, że inwestowanie w fundusze inwestycyjne jest dużo bardziej korzystniejsze niż lokowanie w tradycyjne lokaty bankowe. Pamiętajmy jednak o tym, że żadna inwestycja nie jest stuprocentowo bezpieczna – nawet i bank może z dnia na dzień zbankrutować.
