Na ostatniej sesji nowojorskiej giełdy można było zaobserwować lekkie ostudzenie nastrojów. Jest to spowodowane powrotem tematu ewentualnego upadku Grecji, przez co główne indeksy zakończyły notowania na poziomie – Dow Jones Industrial spadł o 0,13%, Nasdaq Composite zniżkował także o 0,13%, a S&P500 poszedł w dół o zaledwie 0,04%.
Po części Wall Street próbuje odreagować ostatnie pięć tygodniu praktycznie codziennych wzrostów. Inwestorzy początkowo wpadli w szał zakupów z powodu coraz lepszych danych napływających z gospodarki Stanów Zjednoczonych. Tymczasem nagle powrócił temat Aten, które nie potrafią – lub też nie chcą – porozumieć się z prywatnymi wierzycielami – głównie prywatnymi bankami. Unia Europejska próbuje przysłowiowo przycisnąć rząd Grecji do muru, jednak nie jest to wcale takie proste. Coraz więcej osób organizuje strajki i protesty przeciw szeregu reform – takich jak likwidacja 13. pensji czy obniżenie płacy minimalnej. Specjaliści są zgodni co do tego, że jedynie radykalne reformy mogą uratować kraj, jednak nie wierzy w to ani trochę lokalne społeczeństwo. Jeśli jednak do 20 marca nie dojdzie do porozumienia, którego konsensusem ma być wypłata transzy pomocowej na kwotę aż 130 mld euro, to Grecy będą mieli prawdziwy problem, za co wykupić warte 14,4 mld euro obligacje skarbowe. To właśnie tego boją się inwestorzy giełdowi z całego świata – mówią eksperci. Nawet choćby nieoficjalna informacja o tym, że grecka kasa jest nadal pusta wywołałaby prawdziwą burzę na rynkach, dlatego też każdy trzyma się z dala od giełdowego parkietu, by nie narażać się na zbędne ryzyko związane z utratą kapitału.
Miejmy jednak nadzieje, że sytuacja na Wall Street będzie się raczej poprawiać, ponieważ jak powszechnie wiadomo, wszystko co dzieje się na nowojorskim parkiecie odbija się na praktycznie wszystkich światowych rynkach. Problem jedynie w tym, czy ewentualne bankructwo jednego z krajów Unii nie zakłóci spokoju inwestorów zza oceanu.
