Kryzys rozpościera się na prawo i lewo, cała Europa tnie wydatki publiczne. Tymczasem Stany Zjednoczone, oficjalnie będące tak samo jak Unia Europejska w wielkim dołku, rosną w siłę. Dolar umacnia się coraz bardziej, co skłania np. NBP do sztucznego ratowania kursu własnej waluty.
Pomimo tego, że inwestorzy coraz bardziej nie wierzą w potencjał inwestycji giełdowych i wycofują z nich swoje środki, to Ameryka rośnie w potęgę. Wielu amatorów twierdzi bowiem, że Stany Zjednoczone umocnią o wiele bardziej swoją pozycję na rynku światowym po obecnym kryzysie. Kupują więc masowo dolary, by zabezpieczyć rezerwy walutowe na przyszłość. Nie tylko te państwo, ale też i prywatne. Apple, Microsoft czy Google – prawie wszyscy znają te marki. Wszystkie z nich rozliczają się w „zielonej walucie”, dzięki czemu kupując jeszcze dość taniego dolara, możemy zaoszczędzić „parę groszy” w przyszłości.
Niektórzy analitycy uważają wręcz, iż dolar amerykański jest bezpieczniejszą inwestycją niż złoto. Dlaczego? Złoto w ostatnim czasie straciło aż 11%. A dolar? Stale się umacnia, a na domiar tego nie widać końca wzrostów. Wiele banków już teraz masowo skupuje z rynku dolara. Bank Japonii sprzedał 4,51 bln jenów (58,5 mld euro) by ratować kurs jena wobec dolara, który był rekordowy od 7 lat – za jednego dolara trzeba było zapłacić aż 75,95 jenów!
Wygląda więc na to, że ani euro, ani jen nie staną się główną walutą rezerw walutowych. Pozostanie nią raczej dolar, który pomimo szalejącego kryzysu rośnie w siłę. Warto więc może zamienić choć trochę złotówek na „zielone”, dzięki czemu uda się nam dorobić przysłowiowe parę złotych do comiesięcznej pensji.
