Wtorkowe notowania surowców rozpoczęły się od wzrostów. Wszystko dzięki wczorajszemu szczytowi G-8, który być może pozwoli Europie choć częściowo wyjść z kryzysu.
Za ropę naftową trzeba zapłacić:
- w Londynie 109,03 USD, to wzrost o 22 centy
- w Nowym Jorku 92,89 USD, to wzrost o 32 centy
Spekulanci w obawie przed sankcjami dla Iranu windują ceny „czarnego złota” na światowych rynkach. Po poniedziałkowych spadkach jest to także swoiste odreagowanie rynku, które wcześniej czy później musiało nadejść – komentują specjaliści. Dodatkowo spadają zapasy paliw za oceanem, co przekłada się na analogiczny wzrost cen. W Wielkiej Brytanii kierowcy już kilka tygodni temu zaczęli masowo zaopatrywać się w paliwo bojąc się, że drożejąca ropa przełoży się na coraz wyższe rachunki na stacjach paliw. Eksperci boją się, że taka sytuacja może mieć za niedługo miejsce w praktycznie całej Europie, ponieważ z dnia na dzień ropa naftowa jest coraz droższa – co prawda nie w hurcie, ale w detalu zdecydowanie tak.
Jeśli koncerny paliwowe nie popuszczą co nieco pasa, to za niedługo naprawdę samochód stanie się towarem luksusowym – i to nie tylko na Starym Kontynencie – straszą specjaliści. Problem w tym, że firmy te jak każde inne obecnie przeżywają kryzys, więc przerzucają rosnące ceny na światowych rynkach na klienta końcowego – czyli na przeciętnego Kowalskiego, któremu z miesiąca na miesiąc zostaje w portfelu coraz mniej.