Nie ma wątpliwości, że kryzys panujący w Europie w sposób dotkliwy odbija się na Stanach Zjednoczonych. Nie jest to jednak jedyny gracz na rynku, który z tego tytułu ponosi dość duże i ciągle rosnące straty. Kolejnym graczem są Chiny, choć mało kto by się tego spodziewał. Warto wspomnieć, że światowa gospodarka jest obecnie w najgorszej pozycji od 2009 roku. Jest to oczywiście wyniki błędnych ludzkich działań, przez co w obecnej chwili mamy aż sześć krajów w strefie euro, które znajdują się teraz w głębokiej recesji. Dodatkowo jakby tego było mało to spowalnia gospodarka Stanów Zjednoczonych. Inne kraje czyli tzw. kraje na dorobku, nie są w stanie im pomóc, a przed kryzysem nie ma tak naprawdę gdzie się schować. Kolejnym ciosem może być ogólne spowolnienie gospodarek wschodzących takich jak Brazylia, Indie czy Chiny. Najgorsza w tym wszystkim jest sytuacja w Hiszpanii, gdyż to właśnie ona budzi niepokój na całym świecie, ale jest to konsekwencja globalizacji. Warto przyznać, że nigdy wcześniej gospodarki całego globu nie były tak ściśle ze sobą powiązane. Wyjaśnijmy to przykładem: Jeżeli jeden kraj (kraj A) ma problemy gospodarcze i finansowe to w konsekwencji sąsiadujący kraj B,C,D etc. odczuje także problemy – problemy jednego kraju wpływają w dość istotny sposób na kolejny. Tym oto sposobem możemy dojść do tego dlaczego problemy strefy euro odbijają się źle na sytuacji fabryk w Chinach, a te z kolei zmniejszają zapotrzebowanie na importowaną z Brazylii rudę żelaza – kolejna konsekwencja globalizacji.
W ostatnim raporcie nawet Międzynarodowy Fundusz Walutowy przestał przyjmować wariant optymistyczny sugerując, że w tym roku gospodarka świata wzrośnie tylko o 3,5 procent. Nie ma na razie wielu ekonomistów zdolnych zapowiedzieć kolejną globalną recesję – znaczące banki obniżyły w czerwcu stopę procentową, by ożywić w ten sposób wzrost. Wielu z nich uważa jednak, że politycy nie działają dostatecznie szybko.