Z pewnością wielu kierowców miało nadzieję, że piątkowe spadki cen „czarnego złota” na światowych rynkach pozwolą ich choć trochę odpocząć od podwyżek. Nic bardziej mylnego, bowiem rozpoczęcie nowego tygodnia przyniosło ze sobą odreagowanie na rynkach – czyli ponowny wzrost cen surowca.
Obecnie za ropę naftową trzeba zapłacić:
- w Londynie 114,05 USD, to wzrost o 0,34 USD
- w Nowym Jorku 96,20 USD, to wzrost o 0,19 USD
„Na ten moment trudno powiedzieć, czy mamy do czynienia z jednodniowymi wzrostami, czy raczej ropa wpadła w dłuższy trend. Jedno jest pewne – nie zapowiada się na to, by ceny na stacjach benzynowych miały w ciągu najbliższych kilku tygodni znacząco spaść” – komentują specjaliści.
Nie od dziś wiadomo, że wysokie ceny paliw szkodzą gospodarce każdego kraju, ale najwyraźniej spekulanci tak dokładnie opanowali rynek, że nie obejdzie się bez interwencji lokalnych rządów. Problem w tym, że raczej niewiele to da. Rynek ropy naftowej jest bowiem jednym z nielicznych na świecie, który tak naprawdę nie żadnego kluczowego nadzory – co czasem jest plusem, a czasem jak widać poważnym minusem, i to nie tylko dla zmotoryzowanych.
„…Rynek ropy naftowej jest bowiem jednym z nielicznych na świecie, który tak naprawdę nie żadnego kluczowego nadzory …”
Trochę nie jest zrozumiałe to zdanie. Powinno chyba być : „…który nie ma żadnego kluczowego nadzorcy…”