Dla wielu osób przełomem na polskim rynku nieruchomości był moment, w którym to większość banków przestała kredytować bez mrugnięcia okiem całość nieruchomości. Obecnie jednak wygląda na to, że instytucje finansowe już za niedługo przestaną finansową mieszkania czy domy na poziomie 90% ich wartości. Wszystko przez to, że także one odczuwają kryzys i chcą zabezpieczyć się na wszelką ewentualność.
„Z jednej strony wiele mówi się ostatnio o wprowadzeniu przez rząd nowego programu dopłat do kredytów mieszkaniowych, natomiast z drugiej mało kto zauważa, że rynek kredytów hipotecznych w Polsce staje się z miesiąca na miesiąc coraz bardziej niedostępny„ – podkreślają ekonomiści.
Obecnie na kredyt mieszkaniowy bez zbędnych formalności mogą liczyć jedynie osoby zarabiające minimum kilka tysięcy złotych miesięcznie (i to „na rękę), które wylegitymują się przed bankiem umową o pracę na czas nieokreślony, a także wkładem własnym na poziomie 20-30% wartości lokalu. Inaczej nie ma co nawet marzyć o tym, że dany bank pozwoli nam „od ręki” wprowadzić się do wymarzonego M.
„Instytucje finansowe stale wynajdują nowe zabezpieczenia, aby ustrzec się przed kredytobiorcami, którzy zaciągną hipotekę na lata, a następnie nagle przestaną ją spłacać. Rzecz jasna podwyższa to ogólny koszt finansowania nieruchomości, przez co paradoksalnie coraz mniej osób w Polsce może sobie pozwolić na zakup własnego mieszkania czy domu” – tłumaczą eksperci.
Sytuacja ta będzie się raczej zmieniała na gorsze dla kredytobiorców, ponieważ jak na razie nie widać końca kryzysu (przynajmniej w Europie). Szkoda tylko, że musimy za niego płacić wszyscy bez wyjątku.
