Wielu podróżnych uważa, że PKP jest obecnie w dołku. Nic bardziej mylnego, ponieważ nowy prezes PKP Polskie Linie Kolejowe – Remigiusz Paszkiewicz – od kilku dni systematycznie podkreśla, że chce odmienić oblicze polskiej kolei.
Chodzi nie tyle o zmianę polityki wewnętrznej spółki, co zwiększenie wykorzystania środków z Unii Europejskiej. Dotychczas bowiem PKP wydało 1/5 tego, co oferuje nam UE. Na dziewięć projektów modernizacyjnych firma pracuje obecnie jedynie nad jednym. Chodzi o trasę pomiędzy Bydgoszczą, a Toruniem, której remont ma skrócić czas przejazdy aż o połowę. Bruksela oferuje nam miliardy na modernizacje, ale problem w tym, że dotychczasowy prezes PKP nie potrafił wykorzystać w całości potencjału środków z Unii. Moglibyśmy bowiem nareszcie zacząć wymieniać cały tabor lokomotyw czy wagonów, a przy okazji prowadzić remonty torów i trakcji. Co prawda mamy już podpisany kontrakt na dostawy Pendolino, ale nadal nie wiadomo co zrobić, aby PKP stało się rentowne. O ile PKP Cargo wozi z miesiąca coraz więcej ładunków, o tyle PKP InterCity, które miało być przysłowiową perłą w koronie spółki po prostu generuje straty. Nic więc dziwnego, że ostatnio można kupić bilety po nawet 29 złotych z Krakowa do Warszawy, a w wagonach dostaniemy darmowe wydanie Rzeczpospolitej oraz kawę lub herbatę. Spółka robi co może, by przyciągnąć do siebie nowych klientów. Wielu z nich rezygnuje z niewygodnej i drogiej kolei na rzecz coraz tańszych i szybszych linii lotniczych czy firm autobusowych, które pozwalają na przejazd już od nawet kilkunastu złotych.
Obecnie jedynym wyjściem dla PKP jest inwestowanie w rozwój. Choć pieniądze na remonty linii kolejowych oraz wymianę taboru leżą kolokwialnie mówiąc na ulicy, to zarząd spółki niezbyt do tej pory wiedział, jak odpowiednio je zagospodarować. Miejmy nadzieje, że nowy prezes firmy przyniesie także ze sobą lepsze czasy dla Polskich Linii Kolejowych, które z miesiąca na miesiąc nie tylko tracą kolejnych klientów, ale coraz bardziej pogrążają się w długach.
