Ostatnimi czasy np. w centrach handlowych w całej Polsce można spotkać specjalne stoiska, niedaleko których sprzedawcy usług finansowych zaczepiają potencjalnych klientów. W większości przypadków próbują one „wcisnąć” komuś kartę kredytową. O ile nierzadko na pierwszy rzut oka oferta wygląda ciekawie, to po bliższym przyjrzeniu się jej traci ona efektywnie na swoim blasku.
„Najważniejsze jest to, by nie ulec zbytecznej pokusie posiadania np. złotej czy platynowej karty. Często to właśnie one oferowane są bardziej zamożnym klientom, którzy do tej pory nie korzystali z tego typu produktów. Problem jednak w tym, że potem pojawiają się nieprzewidziane opłaty, a rozwiązanie umowy nieraz sporo kosztuje” – pouczają specjaliści.
Coraz częściej banki w swoich umowach umieszczają specjalną klauzulę na temat np. tego, że rezygnacja z karty kredytowej przez upływem roku wiąże się z uiszczeniem opłaty. Podpisując umowę z daną instytucją finansową zgadzamy się więc całkowicie na proponowane na w niej warunki finansowe. Warto się temu dokładnie przyjrzeć, bo koszty mogą być horrendalne. Często bankierzy nie wspominają podczas pierwszego kontaktu z klientem o tym, że karta jest darmowa, ale tylko w pierwszym roku. Następnie trzeba za nią zapłacić nawet kilkaset złotych! Pułapką może być także promocyjne oprocentowanie – np. 9,9% w skali roku – ale tylko przez pierwsze trzy miesiące posiadania plastiku. Niejednokrotnie klienci nie rozumieją także idei grace-period, przez co nieumiejętnie spłacają swoją kartę kredytową, narażając się tym samym na dodatkowe koszty.
Nie ulegajcie więc Państwo pokusom, bo może to potem sporo kosztować – nie tylko pieniędzy, ale także i nerwów. Lepiej przejrzeć oferty poszczególnych banków na spokojnie i dopiero wybrać produkt, który w pełni będzie nam odpowiadał. Nie róbmy jednak tego nigdy bez zaglądania do pełnej tabeli opłat i prowizji banku, która nieraz może być zupełnie inna, niż cennik zamieszczony na głównej stronie internetowej.
