Wszystkie giełdy europejskie zanotowały poważne spadki po wypowiedzi Ministra Finansów Niemiec, który uznał, że szczyt Unii Europejskiej wcale nie będzie rozwiązaniem na panujący w Europie kryzys. Dał wręcz do zrozumienia dziennikarzom, że jeśli nie podejmiemy radykalnych kroków dot. cięcia wydatków publicznych, to takie państwa jak Grecja czy Włochy mogą zbankrutować.
Zaniepokojeni tym faktem inwestorzy indywidualni zaczęli ok. w połowie sesji na giełdach w Londynie, Frankfurcie czy też Warszawie wyprzedawać posiadane przez siebie akcje lokalnych spółek. Czy słusznie? Nieoficjalnie mówi się o obniżeniu w najbliższym czasie ratingu Francji i Niemiec, a co za tym idzie obniży się wycena kluczowych niemieckich, jak i francuskich korporacji międzynarodowych. Zachodnioeuropejskim nastrojom nie oparła się także giełda papierów wartościowych w Warszawie. Co prawda WIG20 zakończył zeszłą sesję na plusie – ok. 0,30% – ale tak czy inaczej znacząco zapikował w dół.
Wszyscy dookoła boją się upadku Grecji, a wraz z tym spadku wyceny lokalnych indeksów giełdowych. Pociągnie to za sobą nie tylko spadki inwestorów, ale także obniżkę życia ludzi, którzy nie mają nawet zielonego pojęcia o giełdzie. Co prawda w zeszłym tygodniu Amerykanie ożywili nieco nastroje, lecz ponownie mówi się o spadku produkcji w niektórych rejonach USA. Azja także rośnie w siłę, a jednocześnie rośnie w Azji bieda. Żadne ze wskaźników nie są jednoznaczne, dlatego spora część inwestorów wycofuje z rynku kapitałowego pozostałe środki i zmierza w kierunku np. zakupu złota, które jest w obecnych czasach jedną z najpewniejszych inwestycji.
