Dosłownie kilka godzin temu w sieci zaroiło się od informacji spanikowanych osób poszkodowanych w wyniku ostatnich nawałnic, które przeszły przez Polskę. Każdy spodziewał się co prawda pomocy, ale z pewnością nikt nie przewidział, iż będzie ona aż tak hojna – i to w najgorszym tego słowa znaczeniu.
O co chodzi? Ano o to, że niektórzy poszkodowani dostali 5 złotych (słownie: pięć) odszkodowania za zniszczenia wywołane ostatnio przez żywioł. Jak to możliwe?
„Samorządy tłumaczą się tym, że wyceny państwowych odszkodowań były robione na podstawie oświadczeń złożonych przez poszczególnych poszkodowanych. Część z nich opiewała na minimalną kwotę, więc poszkodowani dostali także minimalną kwotę odszkodowania” – tłumaczą specjaliści.
Nie od dziś wiadomo, że administracja w kraju nad Wisłą nie funkcjonuje najlepiej, ale z pewnością to pierwszy taki przypadek w historii naszego kraju – zwłaszcza na tak dużą skalę, bo osób które dostało przelew na raptem kilka złotych jest co najmniej kilkadziesiąt.
„Niewątpliwie mamy tutaj do czynienia z nieścisłością w prawie. Poszkodowany oświadcza, że wichura zniszczyła mu np. część płotu, a urzędnik uznaje, że ten płot i tak był w fatalnym stanie, więc wycenia go na powiedzmy 10 (słownie: dziesięć) złotych. Następnie zgodnie z wytycznymi prawnymi państwo pokrywa połowę poniesionych szkód – czyli w tym przypadku jedynie 5 (słownie: pięć) złotych. Niestety tak to w naszym kraju właśnie działa” – tłumaczą eksperci.
Chyba każdemu jednak trudno pojąć, jak w ogóle samorządy są w stanie wypłacać tak groszowe odszkodowania. Co prawda pochodzą one od państwa i są bardziej pewnego rodzaju zapomogą, aniżeli całkowitym zwrotem poniesionych wydatków na odnowę np. uszkodzonego domu, ale tak czy inaczej jest to pewnego rodzaju niesmaczny żart, z którym przyszło się spotkać poszkodowanym podczas ostatnich nawałnic.
Kiedyś taki ktoś powiedział „Trzeba było się ubezpieczyć”. Ciekawe czy ubezpieczeni też dostaną odszkodowanie?