Środa przywitała inwestorów surowcowych zdecydowaną korektą cen ropy naftowej. Wszystko przez to, że spadł wskaźnik dynamizmu sektora przemysłowego w USA, a co za tym idzie spadają prognozy sprzedaży paliw zarówno za oceanem, jak i w Europie czy nawet w Azji. Czy rzeczywiście jest się czego bać?
Obecnie za ropę naftową trzeba zapłacić:
- w Londynie 114,00 USD za baryłkę, to spadek o 0,14 USD
- w Nowym Jorku 95,31 USD za baryłkę, to spadek o 0,01 USD
Nie ma co ukrywać, że sytuacja w USA nie jest za ciekawa, ponieważ wskaźnik aktywności w przemyśle amerykańskim spadł w sierpniu do 49,6 pkt z 49,8 pkt w poprzednim miesiącu – podał Instytut Zarządzania Podażą (ISM).
„Stany Zjednoczone produkują z miesiąc na miesiąc coraz mniej, ponieważ Amerykanie nie kupują już tak ochoczo jak kiedyś, a o klienta trudno nawet kilka tysięcy kilometrów dalej – w odległej Europie czy Azji. Jeśli tak dalej pójdzie, to fabryki będą masowo zwalniać obecnych pracowników, by ciąć koszta – co może jedynie zaognić kryzys w Ameryce” – mówią specjaliści.
Jedno jest pewne – musi przyzwyczaić się do tego, że przynajmniej jak na razie nie będzie ani trochę lepiej. Szkoda tylko, że przez kryzys jak zwykle cierpią najbiedniejsi, a nie ci, którzy tak naprawdę go wywołali – czyli zachłanni na ogromne zyski z lewarowanych inwestycji bankierzy.