Biedronka jest popularną siecią dyskontów w Polsce – największą w całym kraju. Swoją popularność zdobyła dzięki dobrym cenom, dobrej jakości produktom, a także doskonałemu zarządzaniu i planowaniu kolejnych inwestycji. Sklepów w Polsce przybywało – rosły jak grzyby po deszczu. Jednak stan ciągłego rozwoju nie mógł trwać wiecznie. W tym roku Biedronka nie może liczyć na dobry swoich finansów. Wszystko przez mniejsza sprzedaż niż początkowo zakładano – to dość agresywny rynek, więc zmiany są nieuniknione. Ciekawostką jest to, że ruch został ożywiony przez przyjęcie terminalów umożliwiających płatność kartą. Uchroniło to też Biedronkę od prawdziwej katastrofy, która była praktycznie na wyciągnięcie ręki.
Ludzie szybko zaczęli wykorzystywać dostępną w Biedronce płatność kartą. Wystarczyły praktycznie dwa miesiące, by udział płatności plastikiem wyniósł aż 20 procent. To bardzo dużo i nie trzeba było długo czekać na reakcję – zwiększyła się tym samym sprzedaż produktów. Eksperci są także zdania, że wzrosła też średnia wartość paragonu – wcześniej była ona dużo niższa. Dlaczego? Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ale przyjęło się, że płatności kartą wyzwalają w człowieku dodatkową rozrzutność. Kiedy mamy kontakt z rzeczywista gotówką, wtedy bardziej liczymy się z każdym wydatkiem. Z karta wydaje się dużo prościej, bo i nie czuć tego po kieszeni – drobniaków jest zawsze tyle samo.
Przypuszcza się, że wprowadzenie terminali umożliwiających płatność kartą uatrakcyjniło placówki Biedronki w większych miastach – np. w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, czy Katowicach. To właśnie w największych miastach zauważono dużo większe obroty niż zwykle – duża część płaciła kartą. Mimo większych obrotów i wyższych paragonów (uśredniając), Biedronce wcale nie wiedzie się lepiej. Można jednak być w pełni przekonanym, że przed prawdziwą katastrofą, sieć największych dyskontów w Polsce uratowały właśnie karty, przed którymi się tak długo wzbraniała – co za ironia losu.
