Wiele osób w Polsce nie może sobie pozwolić na zakup np. nowego telewizora bez wsparcia kredytowego banku. Co prawda nasze wynagrodzenia stale rosną, ale paradoksalnie zdolność kredytowa maleje. Dlaczego?
Jest to spowodowane głównie rosnącą inflacją, a także nieufnością banków wobec klienta. O wiele łatwiej pożyczy środki od instytucji finansowej, w której od pewnego czasu mamy np. rachunek osobisty, aniżeli w banku, z którym tak naprawdę nie mamy żadnych powiązań. Liczą się bowiem nie tylko zarobki, ale także stan posiadania – własne mieszkanie czy też poziom oszczędności. Coraz częściej banki nie udzielają nawet kredytu gotówkowego bez zabezpieczenia na np. posiadanych obligacjach skarbowych. Sytuacja ta ma miejsce także u operatorów telefonicznych, którzy nie chcą podpisywać umów z klientami poniżej 25 roku życia. Nawet jeśli nowy klient posiada stały dochód, to musi wpłacić stosowną kaucję, który wynosi nierzadko nawet 700 złotych. Swoistym marzeniem stały się obecnie kredyty hipoteczne, które są nierzadko niedostępne nawet dla osób z dochodem przekraczającym średnią krajową. Wszystko przez to, że coraz więcej banków wymaga wkładu własnego na poziomie minimum 10%. Dodatkowo nowe regulacje Komisji Nadzoru Finansowego stale zaostrzają politykę kredytową instytucji finansowych, które obecnie praktycznie w ogóle nie udzielają np. kredytów walutowych – chyba że dla osób zarabiających powyżej 10-15 tysięcy miesięcznie netto.
Zarówno klienci banków, jak i specjaliści kwitują, że obecna sytuacja na polskim rynku jest „chora”. Jeśli tak dalej pójdzie, to nawet osoby z wysokimi dochodami nie będą miały możliwości na zakup własnego M. Pociągnie to za sobą jeszcze mniejszą liczbę urodzeń niż obecnie, a polityka prorodzinna zwyczajnie stanie się bezcelowa.
Nie w kazdym banku bedzie tak samo, ja w Getin dostalem znacznie wyzsza wzgledem konkurencji, ale to bylo pol roku temu, a jaik jest teraz to trzeba by bylo sprawdzic