Banki coraz chętniej rzucają przysłowiowe kłody pod nogi swoim klientom. W ostatnich miesiącach łatwo zauważalne było podniesienie cen wielu usług bankowych – np. za obsługę karty debetowej, czy udzielenie kredytu gotówkowego. Kolejną rzeczą, za którą wzięły się banki są rachunki oszczędnościowe. Co prawda poszczególne instytucje finansowe przebijają się co rusz w wysokości oprocentowaniu nominalnym konta, ale zysk roczny to nie wszystko. Lepiej zajrzeć w tabelę opłat i prowizji przed założeniem naszej bankowej skarbonki, bo możemy się niemile rozczarować.
Niektóre z banków, choć nie mówią o tym w swoich reklamach, naliczają oprocentowanie jedynie w określone dni – np. w dni robocze od poniedziałku do piątku. Weekend to dzień odpoczynku nie tylko dla ludzi, ale także i pieniędzy. Dzięki temu rozwiązaniu pozornie wysokie oprocentowanie rzędu nawet 5% rocznie staje się w praktyce dużo mniej atrakcyjne.
Kolejną rzeczą, którą banki praktykują jest np. oprocentowanie środków w konkretnych widełkach. Nasze oszczędności pracują na siebie tylko wtedy, kiedy ich wysokość np. jest większa niż 3 000 złotych, ale mniejsza niż 15 000 złotych. Wiele banków kusi także brakiem tzw. „podatku Belki” od zysków uzyskanych na koncie oszczędnościowym. Często przy tym zapisie widnieje jednak gwiazdka, która mówi, że co prawda podatek nie jest naliczany, ale jedynie od środków do wysokości np. 12 000 złotych. Jeśli środki przekroczą konkretny próg to bank zmuszony jest pobrać z naszego konta podatek od zysków kapitałowych.
Warto więc przejrzeć dokładnie oferty i wybrać rachunek oszczędnościowy nie tyle z najwyższym oprocentowaniem, co z najniższymi opłatami i prowizjami. W innym wypadku może się okazać, że pozornie wysoki zysk „zje” podatek, albo np. koszta przelewu z konta oszczędnościowego na rachunek rozliczeniowy.
