Choć dla wielu wydawać się to może wręcz nierealne, to pogłoski mówią, że Narodowy Bank Polski szykuje się do wycofania z obiegu monet jedno-, dwu- i pięciogroszowych. Wszystko przez wysokie koszty ich produkcji.
Obecnie wyprodukowanie najniższych nominałów polskich monet sporo przewyższa ich wartość płatniczą. Dodatkowo zasada mówi, że im niższy nominał, tym łatwiej się zużywa i jest krócej w obiegu. Dynamiczny wzrost inflacji i cen w Polsce może spowodować, że w najbliższym czasie skład monet zostanie radykalnie zmieniony na taki, aby ich wytworzenie było przynajmniej równomierne w kosztach z ich siłą nabywczą. Nie będzie to łatwe, ponieważ obecny stop mosiądzu manganowego (MN25) jest i tak już jednym z najtańszych na rynku. Istnieje jeszcze możliwość całkowitego wycofania z obiegu powyższych nominałów monet z obiegu. Nie ma jednak na to zgody (przynajmniej jak na razie) szeregu dużych handlowców, których ceny wynoszą np. 9,99 zł. Jeśli z rynku zniknęłyby np. jednogroszówki, to marże gigantów spadłby o średnio 4% na każdym towarze czy usłudze. Wbrew pozorom jest więc to bardzo poważna kwestia dla lokalnego handlu. Przeciętny Kowalski nie będzie bowiem zbytnio zainteresowany ewentualną likwidacją najniższych nominałów monet. W końcu w czasach drożyzny i tak używamy ich, jak na lekarstwo.
Czas pokaże, czy NBP rzeczywiście wycofa z obiegu niektóre środki płatnicze. Według specjalistów nie będzie miał wyjścia, ponieważ rozrost rynku spowodował, że w Polsce już teraz brakuje jednogroszówek. Ich wycofanie pociągnie jednak za sobą spore podwyżki, które zostaną przerzucone jak zwykle na szarego obywatela. Pytanie czy nas na to w dzisiejszych czasach w ogóle stać – powątpiewają specjaliści.
